Czytelnika prąd nie tyka — Recenzja zbioru opowiadań Awaria prądu.
Czujecie ten chłód w powietrzu? Jesień rozgościła się już na dobre i wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że szybko od nas nie odejdzie. Wraz z sezonem na spadające liście, ciepłe napoje i ulewne deszcze nadchodzi sezon zmian w preferencjach czytelników. Zmęczeni tropikalnym żarem oraz wakacyjnymi przygodami sięgamy chętniej po książki refleksyjne, nostalgiczne, a czasami nawet… przerażające! Na szczęście Wydawnictwo Mięta doskonale rozumie potrzeby moli książkowych. Niedawno zaskoczyło nas nietypowym zbiorem opowiadań o nieco niepokojącym tytule Awaria prądu. Zebranie siedemnastu historii napisanych przez różne autorki, różniące się stylem, warsztatem pisarskim i jakością prowadzonej narracji, to eksperyment na miarę ożywienia potwora Frankensteina.
Grom z czytelniczego nieba
Dużym błędem byłoby stwierdzenie, że wszystkie zebrane w Awarii prądu teksty są tak samo dobre i zasługują na równą uwagę. Opowiadania wybitne występują na przemian z tymi przeciętnymi. Z czego wynika taki brak równowagi? Moim zdaniem z błędnego przekonania autorów, że literatura grozy zawsze musi wiązać się z czymś wyjątkowym, nadprzyrodzonym i demonicznym. Niewielu twórców potrafi w umiejętny sposób sportretować to, co najbardziej przerażające, czyli ludzką naturę. O wiele prościej zamydlić czytelnikowi oczy kolejnym potworem lub nieszczęśliwym zbiegiem tragicznych przypadków, niż przygotować klarowną fabułę pozbawioną najprostszych dostępnych rozwiązań fabularnych.
O tym, co w człowieku najobrzydliwsze i najstraszniejsze w celny sposób pisze Aleksandra Bednarska, autorka opowiadania Nowy blask. Przygnębiająca historia córki manipulowanej oraz krzywdzonej przez narcystyczną matkę wzbudza nie tylko współczucie, ale także niepohamowany dziki gniew. Mamy do czynienia ze złem w czystej postaci, które (niestety) manifestuje się w pozornie niewinnej i pełnej czułości relacji. Oryginalności opowiadaniu dodaje fakt, że Bednarska, z wykształcenia sinolog, na miejsce akcji wybrała Chiny.
Fantastyczny świat pełen niebezpieczeństw
Zanim docenię kolejną autorkę, muszę przyznać się do jednej rzeczy. Nie lubię fantastyki. Prawdę powiedziawszy, unikam jej jak ognia (fani powiedzą: jak oddechu smoków Daenerys). Tym dziwniejsze, że opowiadanie Kablowa wróżka Karoliny Mangusty Kaczkowskiej przypadło mi do gustu. Jego główni bohaterowie są wypadkową nieprzewidzianych mutacji genetycznych. Prowadzą życie wyrzutków, koncentrując się na pożeraniu dzieci i zbieraniu najróżniejszych dziwnych przedmiotów. Jeden z outsiderów nosi w sobie mroczną prawdę o własnym pochodzeniu. Został znaleziony przez resztę grupy w towarzystwie dwóch spalonych ciał, leżąc w gnieździe uwitym z kabli. Dystopijny klimat potęgowany przez życie w społeczeństwie genetycznie zmodyfikowanych ludzi, opisany jest tak dobrze, że czuję drażniący niedosyt. Kablowa wróżka jest odważna, specyficzna oraz zupełnie nietypowa. Kocham wszystko, co nieszablonowe, więc możecie domyślić się, że nie poprzestałam na jednokrotnym przeczytaniu tekstu.
Ręce precz od kontaktu!
Ostatnim pozytywnym odkryciem w Awarii prądu jest dla mnie Sandra Gatt Osińska. Punktem wyjścia jej opowiadania jest znany w horrorach motyw, czyli istnienie wymyślonego przyjaciela. W tym przypadku ów przyjaciel przemawia do dziecka z gniazdka elektrycznego. Pomimo starań matki, główny bohater Thomas przejawia niepohamowany pociąg do zabójczej siły – elektryczności. Na początku stara się ignorować głosy pochodzące z instalacji. Jednak szybko uświadamia sobie, że John rozmawiający z nim za pośrednictwem kontaktu jest jego jedynym kolegą i prawdopodobnie jedyną osobą, której zależy na chłopcu. Opowiadanie kończy się w sposób zupełnie nieprzewidziany, niemal humorystyczny. Sprawnie poprowadzona narracja sprawia, że pozornie tragiczną historię czytamy jak czyjś pamiętnik – z szalonym zainteresowaniem, ale jednocześnie z poczuciem winy i z wiedzą, że robi się coś nieakceptowalnego. Twórczość Osińskiej wydaje mi się, w dobrym tego słowa znaczeniu, lakoniczna, gdzie maksimum sensu zawiera się w minimum treści. Takich autorek trzeba więcej!
Najpiękniejsze oblicze horroru
Niekwestionowanym bohaterem publikacji jest dla mnie także Łukasz Białek, projektant okładki i stron tytułowych oraz innych elementów graficznych obecnych w książce. Dzięki temu Awaria prądu jest tak uporządkowana i estetyczna. Każde opowiadanie potraktował z jednakowym zaangażowaniem, dobrane do nich ilustracje ani przez moment nie wydały mi się przypadkowe czy wciśnięte od niechcenia. Jego praca osłabiła moje krytyczne uwagi dotyczące najsłabszych opowiadań.
Awaria prądu sprawia wrażenie książki przeznaczonej dla bardzo konkretnego rodzaju czytelników. Kluczowy motyw zabójczego prądu i elektryczności na szczęście nie wpędził autorek w sztywne ramy, ale raczej pokazał drogę, którą warto podążać. Każda z nich przeszła tę ścieżkę na swój sposób, potykając się częściej lub rzadziej. Jeśli nadal szukacie idealnej pozycji na jesień, zdecydowanie polecam ten nietypowy zbiór opowiadań. Otwórzcie go, jeśli tylko macie odwagę i wcześniej zadbaliście o dobrą izolację instalacji elektrycznej!
Dziękujemy Wydawnictwu Mięta za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego.
Czy wiesz, że droga kolcami i upiorami usłana, to początki Szeptuchy Jarogniewy w Bielinach?