Debiutująca autorka odsłania kulisy książki „Licencja na czarowanie”
Debiuty bywają trudne, a stawianie pierwszych kroków w stronę publikacji bywa wymagające i często przerażające dla autora. Dziś zadaliśmy kilka pytań debiutującej Aleksandrze Okońskiej, autorce książki Licencja na czarowanie.
Dominika Szałomska: Pierwsze pytanie jest na rozgrzewkę, więc będzie łatwo. Czy książki od zawsze Ci towarzyszyły, czy zawsze chciałaś pisać? Co sprawiło, że stwierdziłaś „tak, napiszę książkę”?
Aleksandra Okońska: Doceniam stopniowanie trudności! *śmiech* Książki towarzyszą mi odkąd pamiętam. Od zawsze uwielbiałam poznawać nowe historie i przeżywać wraz z ich bohaterami emocjonujące przygody. Wydaje mi się, że wszystko zaczęło się od prób zgadywania, co przydarzy się bohaterom czytanych przeze mnie powieści w kolejnych rozdziałach albo tomach. Później dość naturalnie przeszłam do obmyślania własnych postaci i ich perypetii. I jakoś tak doszłam do wniosku, że skoro już te historie obmyślam, to fajnie byłoby je spisać i pokazać innym. Więc tak, mam wrażenie, że chęć – czy może raczej potrzeba – pisania towarzyszyła mi od bardzo dawna, choć nie mogę powiedzieć, że nastąpił pojedynczy moment, w którym stwierdziłam „tak, napiszę książkę!”, to raczej przypadek, gdy kropla powoli drążyła skałę.
DSz: Opowiedz, proszę, o czym jest Licencja na czarowanie?
AO: Licencja na czarowanie to humorystyczne rural fantasy [podgatunek fantasy osadzony na terenach wiejskich, eksploruje magiczne elementy w kontekście bardziej sielskich i odizolowanych społeczności – przypis redakcji] o pechowej czarownicy, która oblewa egzamin, a to od niego zależy, czy dostanie pozwolenie na uprawianie magii bez nadzoru. Jeśli obleje również poprawkę, zostanie uznana za zagrożenie dla innych, a jej magia zostanie dożywotnio zablokowana. W dwa miesiące Arleta musi się więc uporać z odkryciem powodu prześladujących ją nieszczęść, ogarnąć magię pod okiem korepetytora – przynajmniej na tyle, by zaliczyć egzamin i nie rozczarować rodziny, która i tak postrzega ją jako czarną owcę.
DSz: Fantastyka kojarzy się różnie, dlaczego wybrałaś magię i czarownice?
AO: Bo to prawdopodobnie moje ulubione fantastyczne motywy, a Licencja na czarowanie to pochodna wszystkiego tego, co lubię (dlatego znajdą się w niej też smoki)! Uważam, że magia i czarownice mają ogromny potencjał i można przedstawić je w naprawdę oryginalny sposób!
DSz: Jak się czujesz jako debiutantka i to z powieścią, która jeszcze przed premierą wzbudza wiele sympatii czytelników?
AO: Och. Podekscytowana. Zestresowana. Z nieustannie towarzyszącym mi wrażeniem, że tak naprawdę to nie dzieje się naprawdę! *śmiech* Jak na introwertyczkę przystało, wszelkie kwestie związane z porzuceniem anonimowości i promocją powieści są dla mnie wyjściem ze sfery komfortu. Sympatia, o której mówisz, zdecydowanie pomaga, bym nie schowała się z powrotem w swojej żółwiej skorupie *śmiech*
DSz: Jakie badania lub przygotowania przeprowadziłaś, zanim zaczęłaś pisać o magii i czarownicach?
AO: Zawsze lubiłam historie o magii, więc obejrzałam i przeczytałam ich na pęczki, jeszcze na długo zanim zaczęłam pisać Licencję! Starałam się wyciągać z nich wnioski i tworzyć uniwersum po swojemu. Przykładowo wielką szkołę magii, która kojarzy się choćby z Hogwartem, zastąpiłam małymi szkółkami lokalnymi. Umieszczenie akcji w Polsce sprawiło, że chciałam zastosować jak najwięcej bliskich dla czytelnika smaczków. Dlatego przeprowadziłam dość spory research książkowo-internetowy poświęcony właśnie tym zagadnieniom. Tym sposobem główna bohaterka kończy szkółkę Jadwigi Baby, która nie bez powodu niezwykle przypomina postać Baby Jagi, a utopiec został nazwany na cześć wodzisławskiego Zeflika.
DSz: Jakie były Twoje ulubione książki fantasy, kiedy dorastałaś i czy miały one wpływ na Twoją twórczość?
AO: Czytane przeze mnie książki zdecydowanie miały wpływ na moją twórczość. Już sam fakt, że moim ulubionym gatunkiem jest fantastyka, sprawił, że właśnie w tym gatunku piszę. Z pewnością uwielbiam wszelkiego rodzaju retellingi klasycznych baśni – im kreatywniejsze, tym lepiej. Taki Kopciuszek w wersji science fiction to mistrzostwo (mówię oczywiście o Sadze Księżycowej Marissy Meyer). Nie wiem, czy kiedyś pokuszę się o napisanie pełnoprawnego retellingu. Jednak z pewnością lubię robić różnego rodzaju nawiązania do dobrze znanych historii! Harry Potter zdecydowanie ugruntował moją miłość do historii o magii. Naomi Novik cyklem o Temeraire sprawiła, że pokochałam odważne połączenia gatunkowe i jak tylko mogę wcisnąć gdzieś smoka, to z pewnością tak zrobię! A Kroniki Belorskie Olgi Gromyko rozkochały mnie w słowiańskim settingu i zabawnych opowieściach.
DSz: Jak się czujesz myśl, że już niebawem pojawią się recenzje Licencji na czarowanie?
AO: Zestresowana. BARDZO. Lepiej przejdźmy do kolejnego pytania! *śmiech*
DSz: Czy pisząc o czarownicach, inspirowałaś się jakimiś mitologiami, kulturami czy może literaturą?
AO: Na pewno starałam się korzystać z powszechnych skojarzeń, stawiać pewne stereotypy na głowie, a na końcu dodałam coś od siebie. Czytałam sporo o wierzeniach dotyczących magii i czarownic z obszaru Europy, ale nie ograniczałam się tylko do nich. Jeśli wprowadzenie czegoś do świata Licencji miało sens i pozwalało zachować spójność, to tak właśnie robiłam. Umieściłam w powieści sporo nawiązań do innych produkcji czy postaci – choć niektórych musiałam się ostatecznie pozbyć, żeby nie przesadzić.
DSz: Proces wydawniczy jest bardzo złożony i składa się z wielu etapów. Który według ciebie był najgorszy, a który najlepszy?
Sabat oficjalnie się rozpoczął, ale festiwal porażek życiowych Arlety trwał nieprzerwanie.
AO: Trudno wybrać! Jeśli chodzi o najlepszy – chyba nic nie zbliży się do momentu, kiedy dostałam informację o chęci podpisania umowy. No… może tylko trzymanie fizycznej kopii swojej książki w dłoniach! To wciąż bardzo nierealne uczucie, którego nie potrafię opisać słowami *śmiech* A najgorszy? Nie wiem, czy mogę go nazwać najgorszym, ale na pewno najbardziej stresujące jest oczekiwanie na pierwsze opinie. Przysięgam, że czas nagle staje w miejscu!
DSz: Debiut to wielki moment w życiu każdej osoby autorskiej, czy masz może plany na dalsze powieści? Czy Licencja na czarowanie może doczekać się kontynuacji?
AO: Oczywiście! Kończę właśnie pracę nad antologią opowiadań o czarownicach i demonach, których motywem przewodnim jest cena magii – tym razem jest mrocznie i trochę baśniowo. Mam także rozpoczęte dwa kolejne projekty – jednotomówkę fantasy i dylogię urban fantasy z wątkiem detektywistycznym. No i nie wykluczam powrotu do uniwersum Licencji!
Przeczytaj również Historia, jakich w literaturze młodzieżowej powinno być więcej.
3 Komentarze
Świetny wywiad! Zresztą książka też jest super <3
Dziękuję za wywiad! Rozmowa z wami była prawdziwą przyjemnością!
Smocza jego mać! Uwielbiam tę książkę! Zdecydowanie mój ulubiony debiut tego roku!