„Ósma szansa na miłość” Annette Christie – recenzja
Ósma szansa na miłość to debiut Annette Christie. Amerykańsko-kanadyjska autorka wzięła na tapet znany wszystkim motyw z Dnia świstaka. Byłam więc z miejsca zaciekawiona, jak potoczą się losy głównych bohaterów, gdy dostaną więcej niż jedną szansę na miłość, a dokładnie… osiem.
Megan i Tom tworzą parę od tylu lat, że ślub w zasadzie powinien być tylko formalnością. Coś do odkreślenia z listy do zrobienia, bo już czas i wypada. Rajska wyspa, dwoje zakochanych, dziesięć wspólnych lat… i dwie zwaśnione rodziny, a także długo skrywane sekrety, które wychodzą na jaw w najmniej spodziewanym momencie. Próba weselnego przyjęcia zmienia się w katastrofę, a młodzi odwołują ślub. W tym momencie ich historia mogłaby się skończyć, tak samo jak ich związek. Jednak dzieje się coś zupełnie odwrotnego…
Niefortunny los
Los płata im figla. Gdy Megan i Tom budzą się następnego ranka z uczuciem deja vu, poprzedni dzień wydaje się tylko złym snem. Z czasem uświadamiają sobie jednak, że to nie były tylko senne majaki, a koszmarne przyjęcie odbyło się naprawdę. Skłóceni młodzi stają się więźniami pętli czasowej, zmuszeni przeżywać od nowa i od nowa najgorszy dzień w ich życiu.
Ósma szansa na miłość to przede wszystkim od początku do końca komedia przypadków. Bohaterowie prowadzą nas przez swoje wątpliwości, rozczarowania, a także frustracje. Zdecydowanie mieli bowiem lepsze dni niż ten konkretny, który byli zmuszeni przeżywać raz po raz. Megan i Tom ciągle od nowa muszą sobie radzić ze złością, zdradą i złamanym sercem. Dzięki temu dowiadują się wiele nie tylko o sobie nawzajem, ale swoich bliskich. Na wierzch wychodzi wszystko to, co ich różniło, co jedni nazwaliby kompromisem, a inni poświęceniem. Próby wydostania się z pętli czasu dają im więcej niż jedną szansę na dojście do porozumienia. Jednak czy właśnie tego chce od nich los?
Megan i Tom odgrywają różne scenariusze tego samego dnia. Jedne zbliżają ich do siebie, inne zdają się raz na zawsze przekreślać ich wspólną przyszłość. A może wręcz przeciwnie? Może właśnie tego potrzebowali, by dojść do porozumienia?
Osiem stopni miłości
Historia opisana przez Annette Christie pokazuje wszystkie strony miłości – te piękne i te brzydkie. Miłość bowiem raz przypomina wieczny miesiąc miodowy , a innym razem serię kompromisów i wyrzeczeń. Jednak czy zawsze powinno tak być? Czy kochanie kogoś musi oznaczać poświęcanie samego siebie, swoich pragnień i ambicji?
Megan i Tom zgubili gdzieś po drodze to, co połączyło ich na początku. Zatracili gdzieś tę wzajemną fascynację, która ich scalała. I nie tylko tego dnia przed ślubem. Chciałoby się powiedzieć, że to proza życia. Dorosłość weryfikuje rzeczywistość, tak już bywa. Oświadczyny, bo już czas. Ślub, bo wypada. Życie poświęcone pracy, bo tak trzeba. Wypada, trzeba, powinno… No właśnie, czy właśnie te słowa powinny podsumowywać wiele lat związku?
Seria niefortunnych wydarzeń może być dla Megan i Toma nie tylko kolejną szansą na naprawienie wyrządzonych tego dnia szkód. To może być właśnie to, co albo nieodwracalnie zniszczy ich związek, albo pozwoli na nowo odnaleźć miłość. Wszystko zależy od tego czy będą działać, zamiast wyłącznie zdawać się na los. Los bowiem lubi płatać figle, ale w ostateczności wszystko zależy od nas samych.
Pokochaj, powtórz…
Ósma szansa na miłość Annette Christie to gotowy scenariusz na komedię romantyczną w typie Pokochaj, poślub, powtórz. Ta książka wywołuje niepohamowane wybuchy śmiechu, wzbudza refleksję i wciąga od pierwszej strony. To zabawna, ale także mądra historia, z którą mile spędziłam dwa popołudnia. Powieść Christie jest uniwersalna, nada się i na zimowego doła, i na okres okołowalentynkowy – nieważne kiedy, z pewnością będziecie się dobrze bawić. Podsumowując, polecam!
Znajdź nas na Facebooku oraz Instagramie.